Tajemnicza śmierć Ojca Honoriusza


Okoliczności śmierci ojca Honoriusza Kowalczyka w kontekście późniejszego zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki oraz śmierci innych kapłanów

(wykład wygłoszony w Mławie, podczas obchodów 28. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce)


         W niedzielne popołudnie 17 kwietnia 1983 r. między godziną 16.30 a 17.00 doszło do wypadku samochodowego pod Wydartowem (powiat Mogilno), w wyniku którego został ciężko ranny Ojciec Honoriusz Stanisław Kowalczyk, dominikanin, znany poznański duszpasterz akademicki i twórca Ośrodka Pomocy Represjonowanym Politycznie. Prowadzony przez zakonnika samochód marki Fiat 126p, o numerze rejestracyjnym PNE 2528, około 300 metrów za przejazdem kolejowym w Wydartowie, poruszając się z prędkością nie większą niż 50-60 km/h, niespodziewanie zjechał na pobocze i uderzył w przydrożne drzewo. Warto dodać, że działo się to przy idealnych warunkach pogodowych, a kierujący - jak zaznaczono w uzasadnieniu prokuratorskim umorzenia śledztwa z 1993 r. - nie wykonał żadnego manewru obronnego, aby uniknąć zderzenia, lub zminimalizować jego skutki. Wkrótce na miejscu wypadku zaczęły zatrzymywać się samochody, ludzie podjeżdżali rowerami (widać to wyraźnie na zdjęciach przypadkowych), inni przychodzili z najbliższego sąsiedztwa. W sumie zebrała się dość spora ilość osób (tożsamości niektórych do dziś nie udało się ustalić). Ktoś spośród przybyłych - najprawdopodobniej kierowca ciężarówki, która zatrzymała się nieopodal - otworzył łomem drzwi samochodu prowadzonego przez ojca Honoriusza, jednak rannego z samochodu nie ruszano. Inni świadkowie zdarzenia, Genowefa i Eugeniusz W. - jak wynika z ich zeznań - udali się do pobliskiej budki dróżnika, aby powiadomić pogotowie.
         Około godziny 17.00 na miejsce zdarzenia przyjechała karetka pogotowia, w której znajdowały się trzy osoby: felczer medycyny Zdzisław Polczyn, sanitariusz Piotr Jóźwiak i kierowca Stanisław Zieliński. Ciężko rannego zakonnika przewieziono do szpitala w Mogilnie, na Oddział Chirurgiczny, gdzie poddano go zabiegowi operacyjnemu. Nim doszło do operacji, przytomny jeszcze ojciec Honoriusz zdążył powiedzieć ks. Janowi Buczkowskiemu, zawiadomionemu przez lekarza dyżurnego, żeby powiadomił rodzinę i modlił się za komunistów, bo to są biedni ludzie. O godzinie 17.30 dyspozytorka pogotowia ratunkowego drogą telefoniczną przekazała informację o wypadku oficerowi dyżurnemu milicji, sierżantowi Henrykowi Libnerowi. Na miejsce wypadku udała się ekipa operacyjno-dochodzeniowa z Trzemeszna (starszy sierżant Jan Wojcieszak i młodszy chorąży Bolesław Szymański). Ponieważ uczestnikiem zdarzenia był duchowny wezwano też funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa: inspektora Bernarda Spiechalskiego z Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Mogilnie, oraz młodszego inspektora Jana Bogdanowicza z Komendy Wojewódzkiej MO w Bydgoszczy, aby udali się na miejsce zdarzenia, celem wyjaśnienia przyczyn wypadku.
         Mimo przeprowadzonej w mogileńskim szpitalu operacji, która - jak wynika z oceny lekarzy specjalistów z Poznania - nie budziła żadnych zastrzeżeń, stan zdrowia ojca Kowalczyka ciągle się pogarszał. W dniu 18 kwietnia został on przewieziony do kliniki przy ul. Lutyckiej w Poznaniu, na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Trzy tygodnie trwała walka o jego życie. Cały ten czas przebywały w szpitalu osoby z najbliższego otoczenia ojca Honoriusza (jego brat Kazimierz oraz bliscy współpracownicy z duszpasterstwa dominikanów), którzy opiekowali się rannym zakonnikiem i dbali o jego bezpieczeństwo. Według relacji Kazimierza Kowalczyka, na oddziale szpitalnym dało się też zauważyć obecność ludzi związanych z SB. Jak odnotowano w kronice klasztornej wiele osób z ogromnym poświęceniem starało się przyjść z pomocą rannemu dominikaninowi. Bez przerwy, w dzień i w nocy ludzi modlili się w kościele o ocalenie i powrót do zdrowia swojego duszpasterza. Poznańscy studenci oddawali honorowo krew. Wytworzyła się wyjątkowa atmosfera więzi z rannym duszpasterzem, która zadziwiała samych zakonników. Jednak ani pomoc medyczna, ani pomoc duchowa nie przyniosły oczekiwanych skutków. O. Honoriusz Kowalczyk zmarł 8 maja 1983 r. wieczorem, w wieku 48 lat. Według opinii lekarskiej bezpośrednią przyczyną zgonu był uraz wielonarządowy i związany z nim wstrząs septyczny.
         W uroczystościach pogrzebowych w dniu 12 maja 1983 r. brały udział tysiące osób. Zdaniem funkcjonariuszy poznańskiej Służby Bezpieczeństwa w mszy pogrzebowej uczestniczyło około 3 tysięcy osób, a w ceremonii pogrzebowej na cmentarzu - nawet 4 tysięcy, co pośrednio pokrywa się z wpisem w kronice klasztornej dominikanów. Natomiast w wielu publikacjach mówi się nawet o kilkunastu tysiącach uczestników uroczystości pogrzebowych. Jak wspominają świadkowie tamtych wydarzeń, i co znajduje potencjalne potwierdzenie w źródłach, w drodze na cmentarz szło tak dużo ludzi, że milicja drogowa pomagała rozładować ruch. Była to olbrzymia manifestacja solidarności Poznaniaków z osobą i dziełem charyzmatycznego dominikanina, któremu poświęcił swe życie. W czasie pogrzebu nie doszło do żadnych rozruchów, mimo obaw miejscowych struktur SB, że uroczystości pogrzebowe mogą być wykorzystane do wrogich publicznie inicjatyw, o czym już w przeddzień pogrzebu informowano centralę w Warszawie. Nie wykluczam, że poza specyficznym charakterem tych uroczystości wpływ na ich przebieg odegrało również oświadczenie przeora poznańskich dominikanów, o. Bolesława Rafińskiego, który pod wpływem nacisków ze strony władz, oznajmił zgromadzonym w kościele, że mimo licznych legend wokół śmierci o. Honoriusza, to prawda jest taka, że był to najprawdopodobniej wypadek drogowy. Powszechne odczucie było jednak wówczas inne, a późniejsze zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki oraz szczegóły ujawnione w czasie procesu toruńskiego, jeszcze bardziej odczucie to wzmacniały. Podobne opinie pojawiły się wśród poznaniaków w 1989 r., gdy całą Polskę obiegły wieści o niewyjaśnionych zgonach trzech kapłanów (ks. Stefana Niedzielak, ks. Stanisława Suchowolca i ks. Sylwestra Zycha), związanych - podobnie jak o. Honoriusz - z duszpasterstwem środowisk opozycyjnych. Dlatego nie można się dziwić, że pomimo umorzenia dochodzenia w 1983 r., zatwierdzonego przez Prokuratora Rejonowego w Mogilnie, a także dwóch innych postanowień o umorzeniu śledztwa z powodu braku wystarczających dowodów w sprawie udziału osób trzecich w opisanym wypadku, wydanych przez Prokuraturę Wojewódzką w Bydgoszczy (1993) oraz Prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu (2002), okoliczności śmierci ojca Honoriusza Kowalczyka do dziś wywołują dyskusje i rodzą wątpliwości.

| Dalej