Natomiast znacznie owocniejsza okazała się kwerenda prowadzona przeze
mnie jesienią 2009 r. w Archiwum IPN w Poznaniu. Choć nie przyniosła ona -
co trzeba wyraźnie zaznaczyć - żadnych nowych materiałów, które mogłyby
udowodnić wprost, że do śmierci ojca Honoriusza Kowalczyka przyczyniły się
osoby trzecie, w szczególności funkcjonariusze byłej SB, to jednak pozwoliła
ona jeszcze bardziej ugruntować tezę, już wcześniej postawioną w literaturze
przedmiotu, że osoba ojca Honoriusza znajdowała się w szczególnym zainteresowaniu
Służby Bezpieczeństwa, i to począwszy od połowy lat sześćdziesiątych aż
do ostatnich chwil jego życia, a nawet po jego śmierci. Z karty ewidencyjnej
o. Stanisława Honoriusza Kowalczyka, założonej 18 XII 1963 r., wynika bowiem,
że od 22 stycznia 1966 r. znajdował się on w aktywnym operacyjnym rozpoznaniu
Grupy I "A" Wydziału IV KWMO w Poznaniu. Być może wiązało się to z piastowaną
wówczas przez niego funkcją wychowawcy młodych braci dominikanów,
choć bardziej prawdopodobne wydają się jego bliskie kontakty z młodzieżą poznańską.
Pośrednio może dowodzić tego wpis do karty ewidencyjnej, który mówił że:
w dniu 13 III 1968 r. brał udział wraz z grupą młodzieży w nielegalnej
demonstracji studenckiej w Poznaniu (wydarzenia marcowe). Pod koniec 1972 r.,
kiedy pracował już jako katecheta w Tarnobrzegu, zrezygnowano z aktywnego
zainteresowania jego osobą w ramach teczki ewidencji operacyjnej na księdza,
po czym z dniem 15 kwietnia 1976., a więc wówczas, gdy ojciec Honoriusz
powrócił do Poznania i przejął duszpasterstwo akademickie po o. Konradzie Hejmo,
powtórnie został objęty aktywnym rozpracowaniem. Od tej pory inwigilowany był
nieustannie o czym świadczą zachowane materiały dotyczące inwigilacji
duszpasterstwa akademickiego, które było uważane przez organy SB za
poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego na terenie Poznania,
liczne sprawy operacyjnego sprawdzenia (prowadzone przez Wydział III KWMO w Poznaniu)
wywodzących się z tego środowiska aktywnych działaczy młodzieżowych,
związanych z osobą ojca Kowalczyka, jak również informacje sytuacyjne,
przygotowane przez pracowników Wydziału IV KWMO w Poznaniu dla funkcjonariuszy
Wydziału IV MSW w Warszawie. Dowodzą one niezbicie, że podjęte wobec ojca
Honoriusza w kwietniu 1976 r. aktywne rozpracowanie przez aparat bezpieczeństwa
nie był tylko "martwym" zapisem w jego aktach, ale realizowano je w praktyce,
co zresztą potwierdzili jego dawni "opiekunowie" w zeznaniach procesowych
składanych po 1989 r. Dzięki sprawnie działającej siatce agenturalnej niemal
wszystkie publiczne wystąpienia dominikanina, jego spotkania z młodzieżą akademicką,
zarówno w Poznaniu, jak i w czasie wyjazdów zorganizowanych, opinie wyrażane
przez niego wobec współbraci na tematy społeczno-polityczne, poglądy
prezentowane na łamach "Przystani" (ukazującej się w drugim obiegu od 1978 r.),
a także jego przeróżne kontakty z wieloma osobami, skupionymi wokół klasztoru
dominikanów, były ciągle monitorowane i relacjonowane funkcjonariuszom Służby
Bezpieczeństwa. Sami zaś funkcjonariusze prowadzili z nim - jak to ujął jeden
z oficerów poznańskiego IV Wydziału - rozmowy profilaktyczne przed uroczystościami
kościelnymi mogącymi mieć wydźwięk polityczny. Starano się też wpływać na
działania ojca Honoriusza poprzez rozmowy prowadzone z przeorami dominikanów
oraz różnego rodzaju naciski.
"Wybuch Solidarności" i związany z tym rozwój ruchów niezależnych wśród
poznańskiej młodzieży i miejscowej opozycji, a następnie stan wojenny i
represje wobec działaczy opozycyjnych oraz młodzieży niezależnej,
postawiły przed ojcem Kowalczykiem, i zresztą całą wspólnotą dominikańską,
nowe wyzwania. I tym razem charyzmatyczny duszpasterz poznańskiej młodzieży
starał się stawić im czoła, co nie mogło ujść uwadze miejscowych struktur SB.
Przede wszystkim jego pomoc dla represjonowanych w stanie wojennym oraz
ich rodzin, otoczenie opieką zdymisjonowanych w stanie wojennym rektorów
poznańskich uczelni, organizowanie na terenie klasztoru niezależnych
absolutoriów dla studentów, śmiałe i odważne wypowiedzi w czasie kazań
o charakterze patriotycznym, wreszcie dostarczenie strukturom podziemnym
powielaczy i farby drukarskiej przemycanych w darach z Zachodu
(wiadomości na ten temat dostarczali między innymi TW "Szkot" oraz
"Kuba", wywodzący się spośród współpracowników ojca Honoriusza),
spotkały się z szybką reakcją aparatu bezpieczeństwa. Zastępca
komendanta wojewódzkiego MO ds. Służby Bezpieczeństwa, pułkownik
Zenon Daroszewski, w planie działań poznańskiej SB zmierzających
do rozpracowania i likwidacji struktur "Solidarności" z 11 sierpnia
1982 r. stwierdził, że: bezsprzecznie największą rolę w działalności
podziemia (…) spełniają oo. Dominikanie i zakonnicy o. Tomasz i o.
Honoriusz. Wymienieni zajmują się również materialną i duchową pomocą
internowanym, skazanym i ich rodzinom. Do tej pory ustalono, że
o. Tomasz - duszpasterz akademicki - po tygodniowym okresie internowania
i o. Honoriusz - kierownik Ośrodka DA, z pozycji swojego miejsca pracy
prowadzą nadal wrogą działalność polityczną. Za przejawy tej działalności
uznano: czynny i bierny udział w drukowaniu ulotek, dostarczenie powielacza
przywiezionego wraz z darami z Francji dla redakcji "Obserwatora Wielkopolskiego"
(ukazującego się w drugim obiegu), utrzymywanie kontaktów na terenie
klasztoru oraz poza nim z byłymi działaczami i członkami "Solidarności",
organizowanie pomocy charytatywnej, oferowane głównie osobom związanym z
NZSS "Solidarność" NZS, organizowanie wczasów dla byłych internowanych
i kolonii dla ich dzieci, prowadzenie podręcznego archiwum osób
internowanych i więzionych oraz zbieranie informacji od osób zwolnionych
lub mających dostęp do internowanych, a także udostępnianie skrzynki na
listy wewnętrzne w klasztorze jako skrzynki kontaktowej. Aby tym działaniom
zapobiec postanowiono obu wymienionych wyżej dominikanów otoczyć specjalną
opieką operacyjną, a szczegółami w tej sprawie ze strony Wydziału IV miał
się zająć major Edmund Sosiński. Co prawda teczka ojca Honoriusza została
zniszczona, przez co nie można z całą dokładnością scharakteryzować
przygotowanych wówczas zadań oraz ich realizacji, jednak dzięki zachowanym
mikrokliszom teczki o. Tomasza Alexiewicza, zawierającym interesujące nas
dane, możemy założyć, że podobne działania były prowadzone wobec ojca Kowalczyka.
Dotyczyły one między innymi nagrywania kazań, przeglądania korespondencji,
podsłuchiwania rozmów telefonicznych, inwigilowania członków rodziny, a także
podejmowania działań, które miały na celu kompromitowanie i podważanie autorytetu
"figuranta" w środowisku studenckim i młodzieżowym. Nie wykluczam, ze działania
te były prowadzone nawet w większej skali niż w stosunku do ojca Tomasza, skoro
jeden z agentów SB wywodzących się spośród studentów, TW "Regfil", donosił
oficerowi prowadzącemu, że: osobą, która powoduje prowadzenie przez oo.
Dominikanów działalności politycznej jest przede wszystkim o. H. Kowalczyk -
kierownik DA. Jest on być może osobą, która inspiruje wiele działań
antysocjalistycznych zaliczanych na konto o. T. Alexiewicza. O współpracy
obu zakonników i wykonywaniu przez ojca Tomasza wielu inspiracji kierownika
duszpasterstwa akademickiego, donosił też jeden donosił też jeden z ich
współbraci, TW "Awo", notabene dość nieprzychylny osobie ojca Honoriusza
Kowalczyka, który wówczas niezbyt dobrze wróżył dalszej współpracy obu
dominikanów. Współpraca ta jednak trwała nadal, co było ważne zwłaszcza
w okresie stanu wojennego, a rosnący autorytet o. Honoriusza Kowalczyka,
który w tym czasie stał się nieformalnym duszpasterzem całej poznańskiej
"Solidarności" i opozycji, coraz bardziej niepokoił Służbę Bezpieczeństwa.
Ten człowiek obdarzony charyzmatem jakby na ten trudny czas jak powiedział
o. Marcina Babraj, stawał się coraz bardziej niewygodny. Na dwa tygodnie
przed wypadkiem zastępca komendanta wojewódzkiego MO ds. SB w Poznaniu,
pułkownik Bernard Kamiński, informował oficera operacyjnego MSW w Warszawie,
że o. Kowalczyk w kazaniu 3 kwietnia 1983 r. powiedział między innymi,
Chrystus stał się panem dla wszystkich łotrów, dla wszystkich zdrajców,
dla wszystkich kolaborantów, dla fałszywych świadków. Dla wszystkich,
którzy byli pod władzą diabła, a w modlitwie wiernych wzniósł intencję
za cierpiących w więzieniach i oczekujących na proces, w tym studentów
poznańskich. Nawet już po śmierci ojca Honoriusza, pułkownik Zenon Daroszewski,
nie omieszkał poinformować "centralę", że przy różnych okazjach wygłaszał
on tendencyjne wręcz wrogie kazania, a jedno z nich, wygłoszone 13 lutego 1982 r.
miało charakter podburzający i spowodowało nielegalna manifestację przed
pomnikiem poznańskiego czerwca. Istniało więc wiele powodów, dobrze
znanych zarówno poznańskim strukturom aparatu bezpieczeństwa, jak i
pracownikom pionu centralnego MSW, aby zdecydowanie zapobiegać dalszym
"wrogim politycznie inicjatywom" o. Honoriusza Kowalczyka, zwłaszcza w
kontekście zbliżającej się w Poznaniu wizyty papieża Jana Pawła II
(przygotowania do niej rozpracowano w ramach działań operacyjnych "Zorza II").
Czy wypadek pod Wydartowem - miejscowości leżącej na terenie działania grupy kapitana Grzegorza Piotrowskiego,
zabójcy ks. Jerzego Popiełuszki - był więc elementem planu przygotowanego przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa,
zmierzającego do zastraszenia (całkowitej eliminacji) duchowego przewodnika poznańskiej opozycji?
W świetle zachowanych źródeł trudno odpowiedzieć na to pytanie w sposób rozstrzygający.
Natomiast trzeba dodać, że w kręgu historyków, dziennikarzy i wielu osób zajmujących się
najnowszymi dziejami Kościoła w Polsce poznański dominikanin uchodzi za pierwszego
spośród siedmiu duchownych, których śmierć w latach osiemdziesiątych minionego wieku związana
była z działaniami organów bezpieczeństwa PRL. Za tezą tą wydają się przemawiać niewyjaśnione
do końca okoliczności jego śmierci, zwłaszcza niezabezpieczenie samochodu oraz śladów po wypadku,
a także działania aparatu bezpieczeństwa prowadzone wobec jego osoby, budzące jednoznaczne
podejrzenia o udział SB w wypadku pod Wydartowem. Kontekst późniejszych zabójstw
(śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach) innych kapłanów pokazuje, że również zdarzenie
pod Wydartowem mogło nastąpić w wyniku działań grupy specjalnej SB (Samodzielna Grupa "D"),
działającej w strukturze MSW, której zadaniem było prowadzenie tzw. działań dezintegracyjnych,
z zachowaniem szczególnej ostrożności, między innymi przez nieprowadzenie dokumentacji
przewidzianej przepisami obowiązującymi w resorcie oraz niszczeniu wszelkich materiałów
i śladów po wykonaniu zadania. Jedną z metod tej grupy było powodowanie wypadków samochodowych,
nie pozostawiając żadnych śladów działania, np. przez rzucenie kamieniem w szybę,
ewentualnie udawanie takiego rzutu, podrzucenie podczas kontroli drogowej jakiegoś
przedmiotu z gazem oszałamiającym, maskowanie zderzenia czołowego itp. Przypomnijmy,
że właśnie rzut kamieniem w szybę zastosowano 13 października 1984 r. wobec
ks. Jerzego Popiełuszki, z zamiarem pozbawienia go życia, co jednak nie powiodło się,
ponieważ prowadzący samochód Waldemar Chrostowski, skierował samochód w kierunku
zamierzającego się do rzutu kamieniem Grzegorza Piotrowskiego, a rzucony w tych
warunkach kamień nie trafił w szybę samochodu. Jak dziś wiemy była to tylko jedna
z kilku prób pozbawienia życia kapelana warszawskiej "Solidarności". Czy w przypadku
o. Honoriusza Kowalczyka zastosowano również podobną próbę? Okoliczności śmierci
ks. Jerzego Popiełuszki, którą oficjalnie uznano za zabójstwo dokonane przez
funkcjonariuszy reżimu komunistycznego (powiązanych z KGB), a także późniejsza
wersja wydarzeń uznana za oficjalną na procesie toruńskim z przełomu 1984 i 1985 r.,
jak się dziś okazuje w dużym stopniu nieprawdziwa i zmanipulowana, świadczą dobitnie,
że odpowiedź na postawione pytanie oraz udowodnienie tezy, że do śmierci
ojca Honoriusza przyczynili się funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa, są właściwie niemożliwe.
Dlatego można jedynie oczekiwać, ze dalsze postępowania prokuratorskie i towarzyszące
im badania naukowe nad represjami wobec duchowieństwa katolickiego w okresie stanu
wojennego mogą przynieść jakieś nowe przesłanki pomocne w wyjaśnieniu okoliczności
śmierci "poznańskiego księdza Popiełuszki".
dr Leszek Zygner - Prorektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Mławie
Wstecz |